Czytelnicze zachwyty i koszmary 2015, część I

Jasne, przeczytałam w 2015 roku 65 książek, ale może by tak konkretniej. Czym się zachwyciłam, a po czym miałam ochotę palnąć sobie w łeb. Oto pierwsza część mojego podsumowania ubiegłego roku czytelniczego.


W roku, który właśnie minął odkryłam dwóch autorów powieści rozrywkowych, których po prostu dobrze się czyta, których powieści można zabrać na plażę, nie zgubić wątku między jednym łykiem piwa a drugim, a nawet, o zgrozo, dać się porwać akcji. Mam na myśli kryminalistę Zygmunta Miłoszewskiego, którego poznałam dzięki Gniewowi i przez którego zrobiłam z siebie wariata w kolejce do lekarza, gdy zaczęłam śmiać się w głos. Drugi autor to Daniel Silva, z którym znajomość rozpoczęłam od thrillera szpiegowskiego Portret szpiega i do którego na pewno będę wracać ze względu na dobre dialogi i szybką, hollywoodzką akcję. 


Na przeciwległym biegunie znalazła się niestety (niestety, bo kobieta i niestety, bo Polka) Gaja Grzegorzewska. Dałam szanse jej Nocy z czwartku na niedzielę i trafiłam na konwencjonalnie drętwe dialogi oraz stereotypową, odrysowaną od wzoru fabułę. I nie mówcie, że jakiś inny jej utwór jest lepszy. Nie daję drugiej szansy kryminałom pisanym na zasadzie "wypełniania kredkami malowanki" przez Donna Leon i Agatha Christie-podobnych pisarzy. Przy tylu książkach do przeczytania po prostu nie mam czasu.

W tym miejscu muszę wspomnieć o eksperymencie tzw. Maryli Szymiczkowej, zatytułowanym Tajemnica domu Helclów, bo to podejrzewam też kryminał. Wydawca stwierdził, że jest to "przekorna gra z konwencją". Pozwolę sobie spuścić kurtynę na tę grę. Thanks, but no thanks.

W roku 2015 odkryłam Jose Carlosa Somozę, a raczej jego Klarę i półmrok, którą zachwycałam się już tutaj. Pisałam między innymi tak: Powieść Somozy jest przerażająca i przez to hipnotyzująca. Wprowadzony w trans czytelnik nie jest w stanie oderwać od niej oczu. Somoza, niczym genialny malarz, jest artystą słowa. Oprócz niekwestionowanej biegłości w niuansach ludzkiej psychiki, w Klarze i półmroku okazał się mistrzem oddziaływania na wszystkie zmysły czytelnika. Jego słowa można poczuć, usłyszeć, powąchać i zobaczyć. Autor zachwycił mnie jeszcze Przynętą, ale potem straciliśmy płaszczyznę porozumienia.  

Rok czytelniczy nie byłby rokiem czytelniczym, gdybym nie sięgnęła po jedną z powieści Stephena Kinga. Wróciłam do niedoczytanej Ręki mistrza, która ma zaskakująco wielu antyfanów. Myślę, że wynika to z faktu, że, jak ja za pierwszym razem, nie wytrwali do końca. Rozumiem, nie jest to krótki utwór i przez pierwszych 400 stron niewiele się dzieje, ale gdy już wydarzy się TO, gwarantuję wam, że nie będziecie mogli spokojnie zasnąć. W moim odczuciu jedna z jego najlepszych powieści. Dla kontrastu cykl Mroczna wieża. Podobno albo się go kocha, albo nienawidzi. Żeby nie przedłużać: należę do tej drugiej grupy. Thanks, but no thanks. A raczej: WTF?!

W dziedzinie reportażu zachwyciło mnie Detroit Charliego LeDuffa. Mocna i bolesna to relacja. Tym bardziej, że autor zdaje ją, powróciwszy w rodzinne strony. Ałć. A jaki reportaż okazał się koszmarem? Może nie aż tak, ale rozczarowaniem owszem. Mam na myśli Jądro dziwności. Nowa Rosja Petera Pomerantseva. Niby ciekawe, ale jakieś letnie. Do dziś nie doczytałam.


Wspomnę jeszcze niby biografię, niby nie wiem co, zważywszy, że we wstępie autorka napisała, że w tworzeniu dzieła niezwykle pomocna okazała się jej wyobraźnia. Chodzi o Narzeczoną Schulza Agaty Tuszyńskiej, czyli niezasługujący na 300 stron druku epizod w życiu Brunona Schulza w postaci kobiety, która była z nim łącznie z przerwami jakieś trzy lata. Prywatnie nazywam takie panie "laskami, które coś sobie uwidziały". Strata czasu, choć zdaniem znawczyni dzieł pani Tuszyńskiej z mojego DKK jest to wypadek przy pracy. W porządku. Wciąż jednak thanks, but no thanks.

 W drugim odcinku słów parę o głośnych debiutach. Dowiecie się też, na które książki czułam się za głupia i które znalazły się w mojej absolutnie najlepszej trójce 2015 roku. Do przeczytania!

Wpadnij też na FB fanpage K.A. Kowalewska  

Komentarze

  1. Kasiu, gratuluję lektur. I zazdroszczę. Bom w porównaniu z Tobą kompletnie teraz nieoczytana.
    "Rękę mistrza" jako jedną z nielicznych przeczytanych przeze mnie Kingów, bo za nimi nie przepadam - DOCZYTAŁAM DO KOŃCA. Najpierw z rosnącym poczuciem znudzenia, na koniec irytacji i złości, że autor kazał zginąć fajnej młodej bohaterce, już nie pamiętam, o co tam szło, tylko ten żal i złość jedynie, że co mu taka młoda zawiniła. I owszem, nie mogłam spokojnie zasnąć - z powodu tej irytacji. Miłośnicy Kinga, zabijcie mnie. Ponadto trochę mi odjęłaś chęci na przeczytanie "Narzeczonej Schulza", po pewnej audycji z udziałem autorki sądziłam, że to dobra rzecz. No wiem. Wszystko jest osobnicze, indywidualne, gusty czytelnicze też. Pozdrawiam, życzę Ci zdrowego i owocnego pisarsko roku i czekam na cz. 2. :)H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siema Haniu!

      "Ręka mistrza" i śmierć fajnej młodej bohaterki? Hmm... czy czytałyśmy dwie różne wersje tej powieści? Albo ja tak się bałam, że nie zauważyłam :-D

      Naprawdę z ręką na sercu nie polecam "Narzeczonej". To nie jest biografia. To fantazja. Autorka nigdy nie spotkała się z kobietą, o której pisała (ta już wtedy bodajże nie żyła). Opiera się na korespondencji, której strzępy w ogromnym stopniu uzupełnia własnymi wyobrażeniami. Jeśli szukać przykładu irytucjącej bohaterki rodem z brazylijskiej telenoweli, to właśnie tam. Niestety.

      Usuń
  2. A ja ze swojego punktu widzenia dodałabym powieści kryminalne Szweda Mons-a Kallentofta,przeczytałam aktualnie dwie z jego chyba 5 powieści-Wodne Anioły i Piąta pora roku i cóż mogę powiedzieć. Świetne, trzymające w napięciu pisarstwo kryminalne.Lepsze moim zdanie niż ś.p. Stieg Larsson. Zajrzę teraz do pozycji, które poleciłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Melba!

      Nie słyszałam jeszcze o tym Szwedzie, ale zbadam zagadnienie. Chociaż ja do kryminałów do naprawdę jak pies do jeża.

      Bardzo mi miło, że zajrzysz do polecanych przeze mnie książek. Uwaga, bo w drugiej części podsumowania znajdą się trzy najlepsze, które przeczytałam w 2015 roku :-)

      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. Zazdroszczę Ci tego kindla:) Afri cola to guma do żucia?

    OdpowiedzUsuń
  4. Też go lubię ☺ No i mogę mieć z Amazona wszystko, co chcę w dzień premiery. A ten mój model chyba tani teraz jak barszcz.

    Afri cola to landrynki pobudzające 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy będę mieć czas na czytanie, też kindla sobie sprawię.

      Usuń
  5. Też go lubię ☺ No i mogę mieć z Amazona wszystko, co chcę w dzień premiery. A ten mój model chyba tani teraz jak barszcz.

    Afri cola to landrynki pobudzające 😆

    OdpowiedzUsuń
  6. A na Matrasie jest chyba promocja na Miłoszewskiego, może się skuszę ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zanim skomentujesz, zapoznaj się z zasadami bloga :-)

Popularne posty